Dzień dobry. :)
Mam wrażenie, że zaczynam z "wysokiego C". Otóż skończyłam pisać pracę licencjacką.
To nie powinno być przerażającym doświadczeniem, wiem, tylko zwieńczeniem satysfakcjonujących studiów i szansą na rozwijającą pracę naukową. Jednak po niekończących się zmianach tematu i ostatecznie narzuceniem mi własnego pomysłu (niech żyje asertywność!), frustracjach prowadzących do wojny podjazdowej z promotorką i fiksacji, że wszystko co zrobię, będzie niewystarczające i złe, to... Po prostu cieszę się, że mam te scary thing za sobą.
Lepiej późno niż wcale, jakkolwiek mało pocieszająco to zabrzmi.
Uff, gratuluję! Koniecznie trzeba to odświętować i uczcić, żeby symbolicznie zamknąć za sobą ten etap :)
OdpowiedzUsuńJak przypomnę sobie, jak straszne było oddawanie mojego licencjatu, to aż mi się ciarki robią.
OdpowiedzUsuńTym bardziej PODZIWIAM! <3
BRAWO! :)
OdpowiedzUsuńNigdy nie pisałam licencjatu, obserwowałam tylko moich studentów w walkach z promotorami. Gratuluje przebicia swoich pomysłów - na każdym etapie trzeba walczyć "o swoje" - pierwszy masz za sobą, a doświadczenie weźmiesz dalej! Powodzenia!
OdpowiedzUsuń