Szkoliłam się w weekend. Bardzo intensywnie, z bardzo fajnej metody terapeutycznej. Zdałam egzamin i mam szczere postanowienie tą metodą pracować. Jeszcze nie mam pomysłu na organizację tej pracy, ale coś wymyślę, bo bardzo chcę.
Ale miało być o strasznej rzeczy.
Na ochotnika zgłosiłam jako klientka sesji szkoleniowej. Dla niewtajemniczonych - to taka sesja terapeutyczna w obecności grupy przyszłych terapeutów. Zasada jest taka, że jest to prawdziwa sesja, na prawdziwym problemie, z prawdziwymi emocjami. Płacz prawdziwy, lęk prawdziwy, śmiech prawdziwy, wszystko prawdziwe. Na żywca i przed grupą. Ekshibicjonizm totalny. Prowadzący prowadzi sesję, ty pracujesz i przeżywasz, grupa patrzy i notuje. I pewnie ocenia. I coś tam sobie myśli. Może bardzo źle, może dobrze - cholera, nie wiadomo. A potem omawia. Czujecie klimat? Zgłoszenie się było naprawdę fantastycznym pomysłem, dla osoby, która emocje trzyma na smyczy i zasadniczo się ich wstydzi.
Problem z którym pracowałam, w zamierzeniu był dość płytki. Zamierzenie nie wyszło, bo w praktyce okazał się być kopalnią emocji i przeżyć. Ponad półtorej godziny wywalania emocji przed grupą obcych ludzi. W efekcie stało się to, czego się bałam najbardziej - popłakałam się. Na forum. W stresie podrapałam sobie rękę, co zauważyłam dopiero po sesji.
Przeżyłam, chociaż ze szkolenia tego dnia się wyczołgałam. Dowiedziałam się trochę o sobie. Okazało się, że pokazanie ludziom swojej słabości i swoich emocji wcale niekoniecznie oznacza, że oni to wykorzystają i zrobią mi krzywdę. Zaskakujące i do przemyślenia.
jesteś odważna; ja chyba bym nie umiał opuścić gardę…
OdpowiedzUsuńgardy
UsuńHA! Nie zdajesz sobie sprawy jak nieprawdopodobnie silna jesteś.
OdpowiedzUsuńtrtrsaaaaaaaaaaaaaaaaaa - to FaJing potwierdza i tez jest pod wrażeniem :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń