wtorek, 23 września 2014

Aga #3

A jednak wygrałam ze sobą. Najpierw miałam poczucie winy, a potem stanęłam przed lustrem, puściłam wiązankę i poczucie winy poszło w dal.

Historia poczucia winy chwilowego jest następująca:
Jestem w dość toksycznym koleżeńskim związku. W zasadzie już dawno powinnam się odciąć i zerwać kontakty, ale nie umiem, chociaż i tak robię postępy, bo staram się nie inicjować kontaktów. Z kolegą nie widziałam się gdzieś z pół roku, rozmawiamy raczej rzadko, no i w trakcie jednej rozmów znajomy mnie zaprosił na wycieczkę do Kazimierza Dolnego. Wczesna jesień w KD to coś  cudnego, więc się zgodziłam. Umówiliśmy się na określony dzień*, dzień wcześniej wysłałam SMS z pytaniem, czy jedziemy. Nie dostałam odpowiedzi, więc uznałam, że nie jedziemy i utknęłam na cały dzień w pracowni. Dzień później przeproszono mnie, wysyłając na gg słowo "sorry". Olałam. Wczoraj miałam chwilę spokoju wieczorem i napisałam, że taka postawa jest brakiem elementarnego szacunku do mnie i sobie nie życzę takiego traktowania. Znajomy przeprosił mnie z zastrzeżeniami ;-) tzn. "ja pracuję i nie mam czasu czasami na sms-y". Uznałam, że nie będę dalej kontynuować rozmowy. Potem miałam to chwilowe poczucie winy, bo powiedziałam coś niemiłego, a znajomy ma depresję i jest niestabilny emocjonalnie. Grrr.

------------------
* powiedziałam Michałowi, że jadę na wycieczkę i z kim jadę. a Michał radośnie stwierdził, że nie pojadę, bo się kolega zachleje/ zapomni/ będzie miał misje. no i miał rację :D

1 komentarz:

  1. Ech, ta odpowiedzialność za cudze uczucia, nastroje, i ogólnie stany emocjonalne... Jak ukręcić bat na własną skórę w jednym łatwym kroku. :)

    Więcej wiązanek, mniej stresów. Ja lubię oglądać Twoje cudowności, a nie da się być twórczym w stresie, więc we własnym egoistycznym interesie mówię: spuść go na drzewo.

    OdpowiedzUsuń