piątek, 3 października 2014

inka #7

idąc za ciosem...
zawsze panicznie bałam się używać angielskiego.
ale tak się składa, że muszę, w pracy - tylko, że pół biedy, bo piszę maile, a pisanie jest zawsze prostsze, niż rozmawianie. przed każdą rozmową żołądek wywijał mi się na lewą stronę.

ale...
od paru tygodni dość często, prawie codziennie, rozmawiam po angielsku, a tydzień temu miałam nawet randkę w lengłydżu! i przeżyłam! i dogadałam się! (i chcę jeszcze, ale to już nie jest temat na tego bloga:))

okazuje się, że wcale nie jest ze mną tak źle językowo, jak mi się wydawało.

(a niedawno zrobiłam sobie certyfikat na poziomie B2, właściwie bez nauki, ot, z podejścia).

1 komentarz: