Przeprowadziłam coś, co do tej pory wydaje mi się kosmiczne. A byłam ćwierć sekundy od stchórzenia. A może i 1/8.
Regularnie uczestniczę w warsztatach superwizji dla coachów. Znaczy przyglądamy się naszej pracy coachingowej i dostajemy informację zwrotną. Już dwa razy chciałam sie zgłosić do prowadzenia sesji w trakcie warsztatów, ale "się nie złożyło". Wiecie, jak jest. ;)
Tym razem było kombo. Pierwszy raz w życiu brałam udział w teleklasie, czyli zajęciach przez telefon. Dwa słowa, albo lepiej jeden hasztag: #fobiatelefoniczna. Zepsuty mikrofon w telefonie, więc muszę krzyczeć albo gadać przez blutufa. Blutuf się rozładował akurat, taki był niemiły.
I teraz wisienka na torcie aka moja nemezis: coaching był grupowy, czyli brało w nim udział więcej osób niż tylko klient. Przez telefon. Naraz.
Myślałam, że tam zeżrę biurko z tych nerwów.
No więc, ludzie - zrobiłam coś kosmicznego. Poprowadziłam coaching grupowy przez telefon. Sama siebie podziwiam.